Zdradzę Ci pewien sekret…

Przyznam Ci się do czegoś. Może się zdziwisz, a może pokiwasz głową ze zrozumieniem, że też tak masz. Kiedyś trochę się tym stresowałam, ale im dłużej żyję i pracuję z dziećmi, tym bardziej upewniam się, że to nic złego. Nie ma nic złego w tym, że czegoś nie wiesz, czy nie pamiętasz. Najważniejsze, że umiesz sobie w tej sytuacji poradzić – zachowujesz zimną krew, masz łeb na karku i działasz. Tak właśnie jest z tabliczką mnożenia. Ale od początku…

Nie pamiętam tabliczki mnożenia. Oczywiście małe liczby przychodzą mi z łatwością, ale podczas mnożenia większych cyfr zaczynają się schody. Ktoś rzuci – 6×8, a ja mam pustkę w głowie. A przecież w szkole męczone to było do znudzenia. Co poszło nie tak?

Przede wszystkim wynika to z bardzo ważnej zasady – nasz mózg nie trzyma „na wierzchu” informacji, których nie potrzebuje. To przecież bez sensu, prawda? Nie jesteśmy w stanie mieć każdej informacji pod ręką, mamy więc najłatwiejszy dostęp do tych, z których najczęściej korzystamy, a inne są „schowane” głębiej.

Czy z tabliczki mnożenia nie korzysta się na co dzień? Noo… korzysta. Ale najczęściej są to małe liczby. Ile jajek potrzebuję na tydzień, skoro codziennie idą 3? Ile metrów wykładziny potrzebuję do pokoju o wymiarach 4×5 m? Ile ciastek mam kupić na imprezę, żeby dla każdego było po 4, gdy gości będzie 6? To łatwizna.

Co jeszcze? Korzystamy z umiejętności mnożenia próbując rozwiązać swój własny problem, czy też zaspokoić swoją własną potrzebę. Nikt nas z tego nie odpytuje, nikt nam nie robi kartkówek, nikt nie mówi: „musisz to wykuć”. Gdy jest mi coś potrzebne na co dzień, korzystam z tego i pamiętam. Jeśli nie – nie pamiętam. Ale w razie czego umiem sobie poradzić!

Bo wiem, o co chodzi w mnożeniu. Rozumiem je. Mogę sobie szybko obliczyć, że 6×8 to tak jak 5×8 (mnożenie przez 5 pamięta każdy) + jeszcze jedna 8. Czyli 48! Ale żeby to zrobić trzeba mieć mózg wytrenowany w LICZENIU i MYŚLENIU, a nie we WKUWANIU NA PAMIĘĆ.

Dlaczego o tym piszę? Bo tabliczka mnożenia to oczywiście zmora co drugiego mojego kursanta. Jedni chodzą do 2 klasy, inni już do 5, czy nawet 6 i wciąż bledną, gdy ktoś rzuca w ich kierunku 6×8. Bo czują, że mają pamiętać, a nie pamiętają. I zamiast myślenia następuje paraliż.

Inną sprawą jest, że trudniejsze działania z tabliczki mnożenia można zapamiętać korzystając z różnych mnemotechnik. Ale nie może to zastąpić treningu liczenia i myślenia. Bo te dzieciaki też kiedyś opuszczą szkolne mury i przestaną być przepytywane z tabliczki, a jedyne, co będzie miało wartość to świadomość, że w razie potrzeby potrafią sobie poradzić.

Chciałabym bardzo, aby w szkole uczono tego, że tabliczka mnożenia przydaje się w życiu i żeby dzieci poczuły to na własnej skórze. Zamiast kucia – angażujące gry i zabawy, wymagające liczenia i myślenia. To najlepsze, co można dać dzieciom. Zachęcam nauczycieli do zwrócenia uwagi na ten problem! W razie czego zawsze można zainspirować się u mnie 🙂


Ciekawe? Podziel się!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Ta strona używa w celach statystycznych plików cookie zapisywanych w Twojej przeglądarce.
Zgoda