Dziecko, aby się rozwijać, powinno móc zaspokajać swoją ciekawość świata, odkrywać, zdobywać wiedzę, zyskiwać nową perspektywę, poszerzać horyzonty. Najlepiej uczymy się wtedy, gdy wypływa to z naszej potrzeby, mamy w tym własny cel, oczywistą korzyść. Największą motywację czujemy, gdy sami wyznaczamy sobie cele, podejmujemy decyzje. Jak się do tego wszystkiego ma system szkolny, z góry zaplanowanym programem i systemem oceniania?
Na studiach pedagogicznych najbardziej uderzył mnie kontrast między górnolotnymi teoriami, a przytłaczającą, podcinającą skrzydła rzeczywistością szkolną. Choćby się nauczyciel wściekł niektórych rzeczy nie przeskoczy. Choćby się dwoił i troił – nie zawsze zdąży ze wszystkim i czasem musi pójść na łatwiznę. Ta codzienna frustracja powoduje, że brakuje siły i chęci na to, aby coś zmienić. Większość nauczycieli w pewnym momencie staje się bierna, poddaje się, idzie z prądem, po linii najmniejszego oporu. Zamiast pomagać uczniom w rozwoju toczy z nimi walkę. Oceny stają się narzędziem wywierania wpływu. Czy można coś z tym zrobić?
Czy w szkole da się zrezygnować z ocen?
To pytanie, na które nie znam odpowiedzi, gdyż nie pracuję i nigdy nie pracowałam w szkole. Prawdopodobnie tak samo jak w przypadku rodzica nauczyciel łatwo mógłby zaakceptować brak ocen pozytywnych. Szybko jednak okazałoby się, że to oceny negatywne są najważniejszą szkolną bronią, bez której nauczyciel poczuje się bezradny jak niemowlę. Bo gdy uczeń się nauczy i nie dostanie 5, to nic się nie stanie. Ale co jeśli uczeń się nie nauczy i nie dostanie 1? Co jeśli nie odrobi pracy domowej, nie odda wypracowania, odmówi pisania sprawdzianu i nie spotka go żadna kara? Co on wtedy, ten biedny nauczyciel, zrobi? Jeśli uczeń powie, że nie chce, że nie będzie, nie mu się to nie podoba i nie będzie można pogrozić mu pałą? Co wtedy???
Nigdy nie pracowałam w szkole i nie byłam w takiej sytuacji. Z moimi kursantami pracuję w trybie indywidualnym lub w małych grupach i nigdy nie stosowałam ocen, gdy ktoś czegoś nie chciał to po prostu tego nie robił, starty były jego w postaci braku umiejętności, lub opóźnionych efektów. Najczęściej w przypadku oporu udaje mi się dotrzeć do sedna problemu, rozwiązać go i pójść dalej. Jednak jeśli mój kursant definitywnie odmawiał współpracy i wszystkie moje metody zawodziły – przerywałam kurs (były tylko 4 takie sytuacje, ale jednak były). Nauczyciel nie może przerwać uczenia ucznia, nie może mu powiedzieć – jak nie chcesz to tam są drzwi. Ale może powinien móc mu to powiedzieć?
Co by się stało, gdyby w szkole zrezygnować z ocen?
Już widzę miny tych uczniów, którzy aktualnie marzą, aby ich szkoła zniknęła z powierzchni ziemi 😉 Na pierwszej lekcji wszyscy zbierają się w sali gimnastycznej, aby wysłuchać nadzwyczajnego wystąpienia Pani Dyrektor, która oznajmia, że od dzisiaj ze szkoły znikają oceny, plusy i minusy. Na koniec semestru i roku pisze się test, który pokazuje w ilu procentach uczeń opanował zaplanowany materiał. Test bez konsekwencji w postaci braku promocji do kolejnej klasy. Uczniowie niepewnie patrzą po sobie, nie dowierzają. Ci co nie nauczyli się dzisiaj na sprawdzian, nie odrobili pracy domowej, albo mieli być pytani skaczą pod sufit z radości.
Święto, zwycięstwo, wreszcie mogę NIC nie robić.
Nauczyciele najpierw zbierają żniwo wcześniejszego systemu, budującego motywację zewnętrzną. Nieliczni uczniowie żyją tak jak wcześniej, tylko bez stresu. Większość – przestaje się przejmować i starać. Skoro nie grozi mi pała to znaczy, że NIE TRZEBA nic robić. Kolejny dzień prawie nikt nie zrobił pracy domowej, na sprawdzianie prawie nikt nic nie napisał. Nauczyciel czuje totalną bezradność. Wszystkie wcześniej stosowane argumenty straciły przydatność. Musi szukać innych. Dlaczego WARTO odrobić pracę domową, albo nauczyć się na sprawdzian? Poświęca całą lekcję na rozmowę z uczniami. Niektórzy dochodzą do wniosku, że może warto, że spróbują następnym razem. Są tacy, co powiedzą, że nie warto. Nauczyciel znów czuje bezradność. Zaczyna wchodzić w głąb… Prosi o rozmowę uczniów, którzy twierdzą, że nauka nie ma sensu. Próbuje dotrzeć do powodów, dla których tak myślą. Być może są niepewni siebie i trzeba im w czymś pomóc? Może coś ich po prostu nie interesuje i trzeba to zaakceptować? Może trzeba uatrakcyjnić lekcje, aby ich zachęcić? A może sami powiedzą czego w takim razie woleli by się nauczyć? Może powinni brać bardziej aktywny udział w tworzeniu lekcji? Może chcą czuć, że mają na coś wpływ, maja wybór, że coś zależy od nich i jest dla nich, a nie dla szkoły, nauczyciela, czy systemu? Nauczyciel pomaga każdemu uczniowi zaplanować rok szkolny – ustalają cele, odkrywają mocne strony i te słabsze, nad którymi trzeba będzie więcej pracować.
Powoli kiełkuje samoświadomość i odpowiedzialność.
Uczniowie czują się wysłuchani, zrozumieni, zaakceptowani. Znika ślepy bunt przed przymusem, pojawia się przestrzeń na podjęcie decyzji – może ja jednak CHCĘ się czegoś nauczyć? Nauczyciel widząc zmianę w uczniach docenia wysiłek ze strony „opornych”. Brak presji i stresu odblokowuje uczniów, którzy gorzej sobie radzili. Podejmują walkę, chcą pracować nad sobą i nauczyciel także to dostrzega. Wspólne sukcesy zachęcają do dalszej pracy. Nauczyciel zaczyna odczuwać ogromną ulgę, gdyż schodzi z niego odpowiedzialność za wyniki uczniów. Już nie musi ich przypierać do muru, straszyć. On po prostu pomaga im osiągać ich cele.
Obustronne zwycięstwo
Są uczniowie, którzy radzą sobie świetnie, są „średniaki”, oraz tacy, którym trzeba poświęcić więcej uwagi – jak zawsze. Nie ma jednak walki między nimi i nikt ich ze sobą nie porównuje – każdy ma swój cel. Mocniejsi pomagają słabszym. Każdy pracuje po to, aby uzyskać zaplanowany wynik na końcowym teście, cała śródroczna praca na lekcjach, wszystkie sprawdziany, kartkówki, prace, mają służyć temu, aby się upewnić co już umiem, a nad czym jeszcze muszę pracować. Nauczyciel przestaje czuć się jak znienawidzony sierżant. Służy swoją wiedzą, pomocą, wsparciem, jest organizatorem, drogowskazem.
Kochani nauczyciele, rozmarzyłam się… Tak bardzo bym chciała móc wypróbować taki system w szkole. Co o tym sądzicie? Dałoby się tak? Jak byście się czuli, gdyby oceny zniknęły? A jeśli nie w całości, to choćby częściowo? Czego mogłoby zabraknąć – jakich narzędzi, umiejętności – aby to mogło się udać?